Annu-chan
Ryouhei's kitty <3
Dołączył: 30 Gru 2006
Posty: 1183
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Harajuku <3
|
Wysłany: Nie 15:16, 30 Gru 2007 Temat postu: No name XD |
|
|
wybaczcie błędy ^^'
Jedno, jedyne krzesło spośród tysiąca innych krzeseł w wielkiej, balowej sali było inne.
Nie było szare - inne były. Było wyższe, w kolorze jaskraworóżowym.
Nie mogło być takie same, bo siedziała na nim ONA.
-Co to za ona?Co to za ona?
-Jeszcze nie wiesz?
Lubiła śpiewać, śmiać się, wydawać pieniądze i przyglądać się chłopakom.
Zawsze ubrana w jasnoróżową, obszytą koronkami suknię i długi, czarny płaszcz z szerokim rozcięciem z tyłu.
I z wielkim krzyżem na plecach płaszcza.
-Nadal nie rozumiem, co to za ona?! No, no!
-Przecież to takie proste!
Nosiła zawsze przy sobie miecz, nawet teraz, na sali balowej, pewnie trzyma go przy sobie,
opierając go o jaskroworóżowe krzesło.
Patrzy uważnie, z uniesioną głową, jak kładą przed nią porcelanową filiżankę kawy.
Ale nie dziękuje.
-Nie dziękuje?
-O, tak. To przeklęte słowo; IM zresztą zupełnie wystarczy jej spojrzenie, by poczuć jej sztuczną wdzięczność.
Nie można być wdzięcznym za coś, co jest dla nas normalne.
Więc jeśli teraz właśnie spojrzała łaskawie na sługę, ten uciekł szybko do przyjaciół, pochwalić się tym głębokim przeżyciem.
-Ona jest jakimś bogiem, czy co?
-Bogiem... Ciekawe.
Jeśli natomiast prowadzą ją właśnie do łoża, przedstawiając jej po drodze jakiegoś młodzieńca, napewno
śmieje się cicho, gdy klęka przed nią. Zawsze bawi ją, gdy mężczyźni uniżają przed nią głowy.
Bo to tylko formalności.
Ona wie, zawsze wiedziała, że nie wszyscy są tak ułożeni, na jakich wyglądają.
-Naprawdę?
-Naprawdę.
W końcu sama tylko udaje.
Ma taki duży fotel, na którym siedzi zwykle jej kot - fotel w odcieniach brązu.
-A kot?
-A kot czarny.
Zwykle porównuje się do tego kota - nigdy nie ukrywa, że jest fałszywa. Czasami poprostu ludzie nie pytają.
Oh, pamiętam nawet jej pierwszą miłość - to była pierwsza rzecz, która w całym jej fałszywym życiu fałszywa nie była.
-Opowiesz mi o niej?
-Opowiem.
Na najwyższym krześle sali balowej jak zwykle siedziała ONA.
Jak zwykle podszedł do niej ktoś, by wręczyć jej porcelanową filiżankę - ale w owym ktosiu było coś,
co ją zaniepokoiło. Miał na głowie kaptur.
-Jakiś ziomal?
-Haha! Nie do końca.
Nie lubiła, i nadal zreszta nie lubi, nie znać twarzy osób, które jej usługują.
Patrząc na niego badawczo, chwyciła filiżankę w drobne dłonie i upiła kilka łyków czekoladowego płynu.
'Ktoś' odszedł. Powęszyła potem trochę wśród służby, czy wiedzą kim on był.
I się dowiedziała.
-A od kogo?
-Tajemnica.
Nie powiem, jak się nazywał, może kiedyś się dowiesz. Nie obiecuję.
Kiedy spotkała go drugi raz, przesiadywał w kuchni, ze spuszczoną głową i kapturem, oczywiście.
Nie usłyszał, jak weszła, zdradziła się 'przypadkiem', zdejmując jego kaptur i siadając obok.
Cofnął się wystraszony, prawie zwalając ze stołu złocony wazon.
Zanim założył kaptur spowrotem, wzdążyła mu się przyjżeć. Jego wygląd był pierwszym sygnałem, że jest INNY.
Długie, związane w kitki, ale z grzywką, włosy koloru blond z jasnoróżowymi pasemkami.
-Transwestyta?
-To brzmi tak obraźliwie. Nie, nie transwestyta.
Jasnozielone oczy, drobna, dziewczęca twarz.
Kilka kolczyków w wardze.
I rumieniec.
Rozmawiała z nim chwilę, trochę nieśmiało, nawet jak na nią.
Nie pamiętam już, jak przebywały ich kolejne spotkania - pozwól więc, że przejdę odrazu do TEGO spotkania.
Znalazł ją na korytarzu, ozdobionym tysiącami drogich obrazów.
Nie zauważała go od razu. Wyglądała dumnie, krocząc powoli z poważną miną.
Wyrzucił obraz jej ust z mysli, przegryzając wargę. I nim się opanował, chwycił ją za rękę, przyciągając do siebie całkiem zaskoczoną dziewczynę.
Natrafił ustami na jej wargi, wpijając się w nie namiętnie. Westchnęła cicho, oddając pocałunek.
-Tak poprostu? a chuj nie s
-Tak. Bo ona już wcześniej wiedziała, że go kocha. Z każdym spotkaniem układała te miłosne domino, rozumiesz?
-Rozumiem.
Pocałunek nie zaspokaiał najwidoczniej jej próżności, bo spojrzała na niego wyczekująco;
i wreszcie usłyszała te słowa - że ją kocha. Usmiechnęła się nawet, do obrazu gdzieś ponad jego ramieniem, opierając o nie głowę.
-I to wszystko?
-Nie, jeszcze nie.
Wiedziała już, że odnalazła swoją Szczerość.
Wiedziała to, kiedy się do niego przytulała, cmokała jego czoło i śmiała się radośnie, jak nigdy dotąd.
Ale każda radosna historia musi się źle kończyć - tak samo ten epizod jej życia się skończył.
Jego śmiercią.
Na wielkim, niczym książęcym grobie leżały białe lilie. I nie tylko.
Leżały na nim jej łzy, nawet teraz, gdy wyschnęły, nadal tam są.
-Jak to?
-Normalnie. Ona nadal za nim tęskni, więc nie ma w tym nic dziwnego. Łzy są tylko symboliczne.
-I co z nim się teraz dzieje?
-Jak to: co?
-No powiedź.
-Ah! Jest obrazem. W jej wielkiej sypialni. Zresztą, chyba najdroższym z wszystkich tysięcy obrazów, jakie mieści ten ogromny pałac.
-Jest obrazem?
-Nie dosłownie. Ale ona wie, że jego dusza tam jest, by czuwać, kiedy śpi.
-Mamo?
-Hm?
-A kim jest ta ONA?
-Tajemnica. Może kiedyś zrozumiesz...
Post został pochwalony 0 razy
|
|